Taki sobie czwartek
Początek tygodnia poświęciłam na doprowadzenie kwiaciarni do porządku po szalonym weekendzie. Tak już niestety w kwiaciarniach jest, że wciąż doprowadza się je do jako takiego stanu , by zaraz znowu zrobić twórczy bałagan ( nawiasem mówiąć zarówno ja, jak i moi klienci , dobrze się w nim czujemy). Porządki w szafach z ceramiką zawsze owocują nowym aranżem.Tak było i tym razem.
A póżniej przyszedł czwartek.Czasem zdarza się taki dzień : spóźnia się dostawa kwiatów , przez co cały mój poranny plan zajęć bierze w łeb, nie mogę wyjechać z Wołczkowa ( korek), potem fiaskiem kończy się poszukiwanie w hurtowniach odpowiedniego szkła do zaplanowanych na komunijne stoły aranżacji, w kwiaciarni psuje się klimatyzacja, podczas gdy na dworze akurat dzisiaj rośnie temperatura , zaczynają osypywać się, zakupione wczoraj do dekoracji kościoła ostróżki ( już widzę, że trzeba będzie kupić nowe), mam okrojony wybór kwiatów (dopiero jutro dostawa) ,a klienci przychodzą po wystawne bukiety, lilie zakupione w dużej liczbie również do dekoracji pachną tak „oszałamniająco”,że prawie swoim zapachem zwalają mnie z nóg, a ciśnienie spada do poziomu przedburzowego, aż „czuję się zmuszoną” do ratowania się „Tigerem”. O 18 wychodzę do domu, z ulgą zamykając kwiaciarnię.