Od jakiegoś czasu Waldek wypala optymistyczne w kolorach naczynia. Kubki, filiżanki, miseczki zajęły na chwilę w piecu miejsce kotów i tukanów. Rano pijemy kawę z kolorowych filiżanek i od razu mamy dobre humory na cały dzień.
Zaczął też robić wesołe koraliki i namawiać mnie, bym spróbowała zaprojektować jakąś biżuterię. Sięgnęłam więc pamięcią do zamierzchłej przeszłości i do zajęć ZPT w szkole. Dla niewtajemniczonych w program nauczania socjalistycznej szkoły podstawowej wyjaśniam, ze skrót ten oznacza zajęcia praktyczno-techniczne. Wykonywało się na nich wszystko począwszy od sztandarowego karmnika dla ptaków,poprzez sałatkę warzywną, siatkę na zakupy (właśnie na szydełku),wypalaną deseczkę na klucze i wyszywany fartuszek do pracy w kuchni. W czasach gdy trudno było o kawalek sklejki, zdobycie groszku do sałatki było nie lada wyczynem, a kupno kolorowych nici graniczyło z cudem każda zakończona praca napawała nas dumą nie tyle wynikającą z samodzielnego wykonania zadania ,ile ze zdobycia właściwych materiałów. Dzięki ZPT umiem dziś szydełkować , wyszywać i robić na drutach, a zapach wypalanego drewna – bardzo specyficzny – jest jednym z zapachów mojego dzieciństwa. Dzięki ZPT powstały więc moje pierwsze biżuteryjne projekty ku zadowoleniu Waldemara, który rad jest widzieć w akcji swoje koraliki.
Tagi:
ceramika,
myśli takie sobie