Pierwszy września
Dziś pierwszy września.
Elegancko ubrane dzieciaki maszerują do szkoły. Początek roku szkolnego mija jednak w kwiaciarniach bez echa. Mało kto dostrzega, że kwiatek na przywitanie nauczyciela jest jak bezinteresowny uśmiech.
Bez echa mija także rocznica wybuchu II wojny światowej. Nie nauczyliśmy się pamiętać, szanować, oddawać czci. Często nie dostrzegamy, że ci którzy przeżyli koszmar wojny są przecież wśród nas. Oni nie epatują nas swoimi przeżyciami. Robią zakupy w marketach, spacerują po parkach, uśmiechają się do nas na ulicy. Czasami ze zdziwieniem patrzą na otaczajacą ich rzeczywistość. Tak bardzo jest inna od tej, którą zapamiętali z lat swojej młodości. Świat wartości, który był ich światem rozpada się na ich oczach. I to bez wojny.A my… no cóż? Jakże często bywamy niewyrozumiali, małostkowi.
To mój „margaretkowy klient” skłonił mnie do takich refleksji. Przyszedł dziś po kwiatki ze zwykłym uśmiechem i życzliwym pozdrowieniem, ale gdy zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie, wspomniał, że „wtedy też był taki piękny wrzesień”. W dniu wybuchu wojny miał 16lat. Jako siedemnastolatek był już w partyzance. Przeżył śmierć bliskich, bombardowania, niemiecką okupację. A dzisiaj przyszedł do mojej kwiaciarni, jak co tydzień, po bukiecik margaretek na stół. I jak zwykle miło się uśmiechał, zapytał o męża i syna, kazał wszystkich pozdrowić i oczywiście zamachał na pożegnanie wrześniowym bukiecikiem.