Majówka
Wiem, będę nudna…ale majówkę spędziliśmy w Krzemieniu. Nic nie poradzę na to, że jak tylko mogę pozwolić sobie na krótki wypad za miasto to jadę właśnie tam. I bynajmniej nie bywam w Krzemieniu z powodu szczególnych atrakcji oferowanych nam przez tamtejszy ośrodek domków letniskowych! Rzekłabym nawet, że upór, z jakim trzymamy się tego miejsca ( wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom) zaczyna mieć poniekąd charakter patologiczny. Brak jakichkolwiek wygód, niezagospodarowana plaża z resztkami pomostu, stada komarów, trudności aprowizacyjne…nasze wyjazdy zaczynają przypominać „obóz przetrwania”. A jednak… wystarczy, że wejdę do lasu… psy szczęśliwe zaczną biegać po łąkach… wystarczy, że poczuję zapach brzozowego zagajnika…przespaceruję się naszą „brzozową drogą”…usiądę nad brzegiem jeziora… I wszystkie lata wracają do mnie… Zaczynam widzieć piękno melancholii, dostrzegać mądrość mijającego czasu…i czuć spokój…. I dlatego będę tam wracać zawsze…
A w tym roku pojechały z nami do Krzemienia nasze ryby. Wypuściliśmy je do jeziora… a one… poczuły się jak „ryby w wodzie”!! Zaszyły się w szuwarach i nie chciały wracać.Waldek musiał wyciągać je za płetwy i wabić tłustymi dżdżownicami!!