Ślub we fioletach
„Serce roście patrząc na te czasy” (oczywiście mój ulubiony Kochanowski) … Śluby, śluby…wiązanki, wesela… Pary młode…Każda inna… Niektóre przejęte… i On i Ona perfekcyjni, a w związku z tym podenerwowani… Wszystko chcą zapiąć na przysłowiowy „ostatni guzik”…. Czasami On wie lepiej, czasami Ona…Innym razem całkowicie „wyluzowani” … Ona zamawia wiązankę na trzy dni przed ślubem, On ze śmiechem dziwi się, że to jakiś problem…Bywa i tak, że On nie wie nic…Nie miesza się w to…Tylko towarzyszy…A Czasem… czasem najważniejsza jest Mama albo Teściowa…Czasem obie naraz… Wtedy bywa ciężko…
Pary Młode…Za każdym razem budzą we mnie sympatię, a nawe jakąś bliżej nieokreśloną tkliwość. Zwłasza te najmłodsze, a jest ich coraz więcej, albo mnie się tak zdaje im jestem starsza… Zawsze w głębi serca życzę Im wszystkiego najlepszego, by żyli długo i szczęśliwie, by Im się udało… Życzę im miłości prawdziwej, która zrozumieć i wybaczyć niejedno potrafi… Miłości opartej na głębokiej przyjaźni, takiej, która pozwoli przetrwać każdą burzę (bo nie ukrywajmy, bez burz się nie obejdzie). Niech będzie to miłość tak fajna, by radość z faktu bycia z drugim człowiekiem trwała i trwała… i by kawa wypijana wspólnie co rano cieszyła tak samo po trzydziestu i czterdziestu latach wspólnego życia 🙂 ( A ile się trzeba namęczyć, by ta radość faktycznie była to już tylko pary z trzydziesto- i czterdziestoletnim stażem wiedzą !! Ale nie powiedzą!! O! 🙂 )
Do ślubnych refleksji skłoniły mnie tej soboty trzy bukieciki. Oto pierwszy z nich : fioletowy. A do niego: Wiązanki dla druhen, przypinki dla pana młodego i świadków oraz dekoracja na samochód ( klasyczne autocorso, bo przygotowane do samodzielnego montażu )