A tymczasem w kwiaciarni….
Jakie sympatyczne dyskusje wywiazują się w kwiaciarni przy okazji prowadzonej na szeroką skalę agitacji dotyczacej konkursu. Każdy klient bowiem ( chciał nie chciał) uświadamiany jest na okliczność konkursowych zmagań co staje się przyczynkiem do rozmów na temat najróżniejszych pasji. I tak : Pan, dla którego robiłam wczoraj bukiecik z czerwonych tulipanów opowiedział mi o swoich tatuażach, a opowieść ta połączona była z głęboką refleksja na temat życia oraz ( a jakżeby inaczej) z demonstracją ! ( tatuaży oczywiście) . Pani, która kupuje u mnie stale saintpaulie zdradziła mi z kolei, że bez kwiatów nie wyobraża sobie pięknego życia i że w głowę zachodzi, jak można zrezygnować z kwiatów na ślubie na rzecz np.kuponów totolotka. Ona na ten przykład dostała na ślubie tyle róż, że gdy wróciła z podróży poślubnej , kolorowe suszone róże zdobiły jej całe mieszkanie wypełniając je romantyzmem i subtelnym zapachem ( to jej siostra miała taki oryginalny pomysł, który pozostał w pamięci mimo, że od ślubu minęło już trochę lat). A Pani, która przychodzi regularnie po ceramiczne drobiazgi okazała się nauczycielką -pasjonatką, taką, która na walentynki chce piec swoim uczniom serca z pierników, która na Wielkanoc plecie z nimi z siana wielkanocne koguciki i kurki, i ktora pielęgnuje w sobie dziecko, bo wie , ze dzięki temu wciąż cieszy się światem. Dowiedziałam się też, ze warto obejrzeć film Grand Budapest Hotel, bo i o filmach toczyły sie dyskusje.
A ja tymczasem pasjonuję sie tilandsją, bo doskonale pasuje ona do sukulentów. Zakupiłam dzisiaj cały karton i zatilandsowałam pół kwiaciarni.
A pod stołem kolejne sukulenty czekają na zatilandsjowanie 🙂