A tymczasem w Krzemieniu
Wakacje w Krzemieniu nie mogły obejść się bez landartowych eksperymentów. Tym razem materiałem była moja ukochana brzoza. Do tego kolorowa włóczka i puchate osty.
Waldemar niestety nie poznał sie na moich artystycznych wizjach i ocenił, ze wykonane przeze mnie ” przedmioty artystyczne” wygladają , jak łapki na muchy ze „Shreka”. A niech mu tam będzie. Odwdzięczę mu się, gdy zapyta, jak podobają mi się nowe, ceramiczne anioły 🙂
Mimo krytycznych ocen wziął jednak czynny udział w landartowej zabawie i pomagał znaleźć , jak najlepsze miejsce dla naszej instalacji
Niestety, nie było łatwo. Wyschnięta, spalona słońcem ziemia stawiła silny opór i niajak nie mogliśmy wbić brzozowych gałęzi w spieczoną łąkę. Już myślałam, że nic nie będzie z moich twórczych zamiarów. Od czego są jednak przyjaciele? Poświęcenie mojej serdecznej przyjaciołki kwalifikuję na najwyższy lewel. 🙂
Szczerze mówiąc, jakby wysilić mocno wyobraźnię, to mamy tu „Babie lato” Chełmońskiego w nowej odsłonie.
Dzięki Krystynie uratowana została moja wizja i cała akcja zakończyła się sukcesem w postaci kilku naprawdę niezłych fotek. Nie wspominajac o tym, że wszyscy dostalismy głupawki i tarzaliśmy się ze śmiechu. 🙂
Tagi: land art, pomysły florystyczne mniej i bardziej zwariowane