Czasami tak łatwo jest spełnić marzenia. Moim było zawsze posiadanie okiennic. Korzystając z majówkowego klimatu przysposobiłam sobie takie właśnie, małe zgrabne okienniczki. Zaraz przysiadły na nich ceramiczne ptaszki i zrobiło się , jak w bajce.
Czysty błękit nieba, słońce, wiatr i zapach morza – majówkowy wypad nad Bałtyk zakończony zachwytem nad malowniczością wyciągniętych na brzeg rybackich kutrów. Od zawsze urzeka mnie ich obecność na bałtyckich plażach. Zachwycają intensywne kolory burt ostro odcinające się od błękitu nieba i żółcieni nadmorskiego piasku. W jakiś dziwny sposób czaruje mnie widok obłażącej farby nasiąkniętej słoną wodą i zapach smaru pomieszany ze specyficzną wonią ryb. Wnętrza kutrów oblepione rybią łuską, pordzewiałe, założone zwojami lin – przywołują w pamięci stare bajania o nieugiętych rybakach walczących z morskim żywiołem.
Przyjemnie wystawić twarz do słońca chowając się od wiatru pod opiekuńczą burtą rybackiego kutra.
I jedna z moich ulubionych szant ( konieczna dla wprowadzenia w klimat)
Dzisiaj, dzięki uprzejmości mojej serdecznie zaprzyjaźnionej klientki, zapraszam wszystkich na w spacer po pięknym, bajkowym ogrodzie. Relacja zdjęciowa, jaką otrzymałam jako miłą niespodziankę , zaparła mi po prostu dech w piersiach. Kwiatowe dywany, przebogate rabaty, tulipany w odmianach, o których nie śniłam nawet w swoich florystycznych snach, hiacynty-mutanty, a wszędzie słodki zapach wiosny(tak myślę 🙂 ) To ogród Keukenhof w Holandii w najpiękniejszej porze kwitnienia . I już wiem, gdzie powinnam wybrać się w poszukiwaniu natchnienia.
Taki właśnie temat tegorocznej wystawy plenerowej wymyślili nam nasi organizatorzy.
A szczerze mówiąc, po ostatniej wystawie i „krawędziach melancholii” sądziłam, że bardziej „uwikłać” już się nie da. Dało się!! 🙂
Z zagadnieniem zmagam się w myślach już od dwóch miesięcy. Ja się zmagam, a wystawa zbliża się wielkimi krokami W związku z tym, pojechałam dziś w plener szukać inspiracji. Trochę znalazłam. Zobaczcie sami:
Tego bukietu się bałam. Życzeniem klientki było, aby bukiet został wykonany z różnych, różnistych kwiatów ( „najlepiej każdy inny” – słowa klientki), aby był kolorowy, nawet od tak zwanego „sasa” do tak zwanego „lasa”. A że ja uporządkowana jestem, wizja wykonania takiego bukietu nieco mnie przerażała. Ostatecznie – kwietność tej kompozycji obroniła się sama.
Wracam jeszcze na chwilę do wielkanocnych nastrojów, bo świąteczne dekoracje wiejkowskiego salonu utrwalić muszę, choć zdjęcia robione późnym wieczorem nie oddają urody aranżacji. Niech zostanie po niej jednak jakiś ślad, bo każdego roku staram się by było pięknie, by było inaczej. Tym razem ton nadały kury na szarych wazonach i jajka w kwiatowej plecionce.