Po raz pierwszy klientka, która przyszła do mnie w sprawie dekoracji na ślub córki, rozbawiła mnie motywem wyboru akurat mojej kwiaciarni. Otóż okazało się, że jest czytelniczką mojego bloga, i chciałaby poczytać już po weselnej uroczystości, jak „walczyłam” na florystycznym froncie. Chciałaby niemal namacalnie uczestniczyć w procesie tworzenia.
Zatem bardzo proszę: mały reportaż na specjalne życzenie.
Proces projektowania dekoracji pomijam. Dzieki zdecydowaniu Panny Młodej był w miarę szybki i bezbolesny. Dekoracja sali, kościoła, bukiet i … tajemnica: kosze kwiatowe dla rodziców. Kwiat wiodący: cantedeskia. Biało-zielono, elegancko.
Kwiaty zamawiam oczywiście z tygodniowym wyprzedzeniem i oczywiście „przychodzą” nie do końca takie jak trzeba. Hortensje ledwie „trzymaja się na nogach”, cantedeskia jest tak ogromna, że przerażenie mnie bierze na samą myśl o wykonaniu z niej ślubnego bukietu, mini gerbera ma czarne „oczka”zamiast zielonych…. No cóż… Z gerbery rezygnuję całkowicie, hortensje wybieram te najmocniejsze mając nadzieje, że po zaparzeniu nabiorą wigoru, a cantedeskie… okazało się, że są i mniejsze, schowane w innym pomieszczeniu, specjalnie dla mnie… Kamień z serca… Pakuję kwiaty do samochodu. Troche ich wiozę : eustomy, róże, hortensje, cantedeskie,trachelium, lilie, goździki, agapantusy, lewkonie, proso, alstemerie i santini. Na dworze ukrop: ponad 30 stopni. Klima nie daje rady. Pomińmy zatem aspekt transportu kwiatow ze względu na szczególną drastyczność materiału zdjeciowego. W kwiaciarni na szczęście przyjemny chłód. Zaczynamy oddychać: ja i kwiaty.
Wiązanka ślubna powstaje w piątek. Dawno nie robiłam bukietu w kształcie kropli. Ostatnio klientki wybieraja raczej swobodne kwiaty wiązane w ręce. Po dwóch godzinach walki z materią wciąż nie jestem zadowolona i już wiem, że jutro rano, jak tylko przyjdę do kwiaciarni będę ją „dopieszczać” jeszcze co najmniej godzinę : tu listek , tam trawka… a tu moze jeszcze płatek goździka… Aż w końcu Blanka kategorycznie odciagnie mnie od bukietu strasząc pełną grozy wizją nie wywiazania się z zamówienia z powodu braku czasu.
W piatek wieczorem jedziemy do kościoła. Przed dziewietnastą zabieramy się do pracy licząc na to, że o dwudziestej pierwszej skończymy.Blanka dekoruje ławki. To niby takie nic. Jedna cantedeskia ze wstażką. Ale… wszystko musi być równo,dokładnie… Nie ma „zmiłuj”.
Ja układam kompozycje. Moja mama, która lubi towarzyszyć nam w kwiatowych przedsięwzięciach pomaga na obu frontach, wysłuchujac jednocześnie z zainteresowaniem barwnych opowieści pana kościelnego ( bardzo miłego zreszta i służącego wszelką pomocą, co nie często się zdarza)
O dwudziestej pierwszej już prawie „witamy się z gaską”. Ale : a to goździka trzeba dodać, a to materiał na klęczniku trochę udrapować, a to bluszczu więcej „wypuścić”, a to ładnie po sobie posprzatać. Wychodzimy przed dwudziesta drugą, na odchodnym modły zanosząc, by w tym potwornym upale, nasze dekoracje przetrwały do jutra aż do siedemnastej, bo wtedy ślub.
Sobota. W kwiaciarni jesteśmy o ósmej. Ja oczywiście „pieszczę” wiazankę, a Blanka wykonuje całą serię butonierek, których niestety nie uwieczniłam na zdjęciach. Po odebraniu mi przez Blankę ślubnego bukietu pod groźba rozstrzelania, biorę sie za kosze dla rodziców. Bardzo lubię układać bogate kwiatowo aranżacje. Kosze powstają „raz, dwa a nawet trzy”
Przed jedenastą pakujemy kwiaty, wazony, gabki florystyczne, wstążki itd. do dwóch samochodów i ruszamy do Willi Ogrody. Żar już zupełnie bezwstydnie leje się z nieba. Wesele ma odbyć się w ogrodowym namiocie. Dobrze, że dopiero o 18-tej, bo w tej chwili w namiocie duchota i gorąc. Decydujemy się wystawić stół na zewnątrz.
Będziemy pracowały do 15-tej wciąż uciekając przed słońcem.
Ostatecznie wyścig z czasem i upałem wygrałyśmy. Sala udekorowana, w garażu Willi Ogrody, najchłodniejszym na ten moment miejscu w okolicy stoją kosze dla rodziców, na stole, zamiast migdałowych cukiereczkow poukładane jako prezenciki dla gosci ceramiczne serduszka z imionami Państwa Młodych wykonane przez Waldka w jego pracowni ( podobno niektórzy goście chcieli je pogryzać, sadząc, że to prawdziwe pierniki)
Zdjęcia sali prawie czarno-białe bo żołty namiot uniemozliwił odpowieni balans barw. Mam nadzieję, ze mimo tego widać, jak elegancko prezentowały się stoły. Wiadomo mi też skądinąd że i goście i Państwo Młodzi aranżacjami byli zachwyceni. A kwiaty – dały radę !!! Hurrrra!!
Jeszcze tylko jedziemy do kościoła, na Pomorzany, by sprawdzić, czy wszytkie kompozycje wygladają jak należy. Jest 16-ta. Nasz ulubiony kościelny juz jest. Ślub o 17-tej. Otwieramy kosciół… Uff….
Kwiaty wygladają pięknie, czego nie można powiedzieć o nas. Ale teraz już spokojnie możemy wracać do domów.
Parze Młodej życzymy wszystkiego co najpiękniejsze : miłości aż po Złote Gody, przyjaźni i wzajemnego zrozumienia w szczęśliwym zwiazku.
Ps.A sympatycznej czytelniczce mojego bloga dziękuję za zaufanie, poczucie humoru i robocze wizyty mimo trudnych warunków atmosferycznych 🙂
Tagi: dekoracja kościoła, dekoracja sali, dekoracja stołu, kwiaciarnia, moi klienci, wiązanka ślubna
I znów wakacyjny temat. Opencoaching ( dla niewtajemniczonych podaję linka do strony http://opencaching.pl/ ), to naprawdę dobra zabawa, a w tym wypadku również rewelacyjna promocja naszego miasta. Najpierw były miesiące przygotowań, potem niepewność czy zabawa się uda, a w końcu ogromna satysfakcja. Do Szczecina przyjechali keszerzy z całej Polski i przez weekend poznawali uroki Puszczy Wkrzańskiej poszukujac keszy, z których każdy nawiazywał do atrakcji historycznych, turystycznych itp. Szczecina. Kesze – ja nie bardzo potrafię to ocenić, opieram sie na wpisach znalazców – są podobno rewelacyjne i warte wysiłku włozonego w ich zdobywanie. Mimo że główna impreza zakończona, to „skrzyneczki” nadal są w lesie i zapraszają do zabawy. Przed akcją organizatorzy proszą, by wnikliwie zapoznać sie z regulaminem.
Dołączam filmik promujacy całe przedsięwziecie. Warto o takich sympatycznych spotkaniach pisać. I znów się okazuje, ze Szczecin to sami fajni ludzie.
https://www.youtube.com/watch?v=6YV7v1Qi0ZI
No a sama puszcza… Naprawdę bardzo puszczowata
Tagi: ciekawe miejsca, wakacje
Powoli zmierzam do finału prezentacji lipcowych ślubów. Spieszę się, bo kolejna ślubna sobota za pasem, a tu jeszcze tyle tematów i zdjęć leży „w szufladzie”. A więc do dzieła:
Jedna z ładniejszych ślubnych sal : restauracja „Chałupa”. Miałam już raz okazję dekorować ją na wesele, ale układ stołów był wtedy inny, inna kolorystyka. http://www.blog.podzoltaroza.pl/2012/06/17/3290/ Ta sama została natomiast życzliwość i profesjonalizm zespołu restauracji, który i wygodne miejsce do pracy mi przygotował i radą służył.
Dekoracja z jabłuszkami – świeża i bardzo letnia. A do niej : jabłkowe drzewka, pomysł ryzykowny ( ciężkie jabłkowe kule ), ale bardzo efektowny. Wraz z wiazanką, dekoracją na samochodzie ( niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia) wszystko złożyło sie w ładna całość. ( A swiadkowa oczywiście w kwiatowej bransoletce)
Tagi: dekoracja sali, dekoracja stołu, wiązanka ślubna
Do biało-czerwonej wiazanki z róż salę udekorowałam kompozycjami o podobnej kolorystyce. Rodzaj dekoracji wybrali Państwo Młodzi i musze powiedzieć, że do wnętrza Restauracji Ricoria pasowały bardzo dobrze. Proste, wyraziste, eleganckie.
Podobnie aranżacja na samochodzie.
Traf chciał, że w godzinę, o której mieliśmy dekorować samochód rozpadał sie deszcz. I to bardzo mocno.No coż…Dobrze, że nikt nie zrobił mi zdjęcia przy pracy. Nie wyglądam szczególnie atrakcyjnie w kartonie na głowie 🙂
Tagi: dekoracja sali, dekoracja samochodu, dekoracja stołu, wiązanka ślubna
Do leśno-polnej wiazanki we fioletach powstała bezpretensjonalna, naturalna ślubna dekoracja. Ten sam leśno-polny klimat utrzymałam w kościele i przy skromnej, acz uroczej dekoracji na stół. Panna Młoda wystąpiła w leśnym pół-wianku, a świadkowa została uhonorowana kwiatową bransoletką. W roli modelki debiutuje Monika – nowa, florystyczna dusza w naszej kwiaciarni.
Jeśli będziecie na wakacjach w Rewalu zajrzyjcie koniecznie do Galerii Siedem przywitać sie z naszymi ptaszorami. W słońcu grzeją się tam tukany, ptaki kiwi i inne dziwaki. Pomiędzy naszyjnikami z bursztynu pływaja nasze ryby. Zapraszamy!
Otóż i na chwilę wracamy do ślubów i do wiązanki z piwonii, kwiatów najbardziej chyba ulubionych w tym sezonie przez Panny Młode, z których każda niemal o piwoniach w bukiecie wspominała (bardzo karkołomne zdanie mi sie zbudowało, ale mam nadzieje, ze wzajemne zależnosci poszczególnych jego elementów są właściwe i zdanie jest zrozumiałe). Ja również, jak już kiedyś wspominałam, piwonie kocham, więc z ogromną przyjemnoscią wykorzystuję je w bukietach. Oto ślubniak w pudrowych różach: hortensje, dalie i oczywiście piwonie.
Zaczął sie Jarmark Jakubowy. Jak zwykle wspaniały klimat, przyjazna atmosfera i mnostwo miłych niespodzianek. Jedną z nich był dla mnie występ Zbigniewa Wodeckiego, którego lubiłam i ceniłam od zawsze , a teraz lubię i cenię jeszcze bardziej. O tym, że ma super głos nie trzeba nikogo przekonywać, dzisiaj natomiast ujął mnie swoją wysoką kulturą, dowcipem i profesjonalizmem, a takze wyrozumiałościa dla swoich słuchaczy, którzy domagali się by zaśpiewał „Pszczółkę Maję”nie bacząc na jego przebogaty reperuar.. Oczywiście zaśpiewał, z uśmiechem i po uprzednim, dowcipnym komentarzu.Ze sceny opowiadał smakowite dykteryjki, pełen dystansu do siebie i świata. Jestem pod wrażeniem. Załączam link do mojej ulubionej piosenki pana Zbigniewa, nastrojowej, mądrej i pięknie zaśpiewanej. https://www.youtube.com/watch?v=WyBcLh-fF_8 oraz zdjecie z koncertu. Szału to z tym zdjeciem nie ma, ale dowód, ze koncert był – jest!
No i oczywiscie na jarmark zapraszam. Jeszcze sobota i niedziela. Waldemar siedzi sobie ze swoim zwierzyńcem pod samą katedrą. Łatwo go znajdziecie 🙂
Tagi: jarmarki