Komunia w Wołczkowie
Jeśli o godzinie 12 w nocy czołgasz się na kolanach pod ołtarzem w kosciele to znaczy , ze właśnie kończysz dekorację komunijną 🙂
Kościół w Wołczkowie
Tagi: dekoracja kościoła
Jeśli o godzinie 12 w nocy czołgasz się na kolanach pod ołtarzem w kosciele to znaczy , ze właśnie kończysz dekorację komunijną 🙂
Kościół w Wołczkowie
Tagi: dekoracja kościoła
Spodobały się bardzo Państwu Młodym aranżacje z ażurowymi doniczkami. Faktem jest, że do wołczkowskiego kościoła pasują idealnie. Miło było mi zatem po raz kolejny dekorować nasz wiejski kosciółek. Coraz więcej w nim ślubnych uroczystości. Nasz proboszcz Marek Cześnin, jednocześnie historyk sztuki i artysta , poddał świątynię gruntownej renowacji. Nic dziwnego, że przyciąga ona teraz wszystkich , którzy szukają uroczego miejsca na kameralny ślub. No i oczywiście moje dekoracje… kropka nad i 🙂
Tagi: dekoracja kościoła
Skromna dekoracja kościoła na ślubną uroczystość. Ogrodowo-kalinowo
Kościół pw. Matki Boskiej Szkaplerznej .Wołczkowo
Tagi: dekoracja kościołaOgrodowy klimat w przestronnym prezbiterium kościoła pw. Bożego Ciała.
Do klasycznych dekoracji dodałam tym razem ogrodową nutę. Wianki do ławek z gałązek winobluszczu, osłony do kompozycji z wiklinowych gałązek, bukszpanowe drzewka przed kościołem, bluszcz, tawuła i kalina…
Najpiękniejszą nagrodą było dla mnie, gdy jedna z odwiedzajacych mnie w kosciele mam komunijnych, gdy prace miały się już ku końcowi, stanęła z zachwytem w oczach i westchnęła, ze napatrzeć się nie moze. Czegóż chcieć więcej….
Kwiaciarnia „Pod żółtą różą” Monika Dłużyk-Marciniak
Tagi: dekoracja kościoła, komunijna dekoracja, Kwiaciarnia "Pod żółtą różą" Monika Dłużyk-MarciniakHistoria kościoła w Wołczkowie sięga XIII wieku. To jeden z ładniejszych, bardziej klimatycznych wiejskich kosciółków. Teraz odnowiony jest naprawdę pięknym miejscem na ślub. Mieszkam w Wołczkowie i mam do niego szczególny sentyment. Kiedy go dekoruję, w wyobraźni pojawiają się obrazy z minionych wieków… Ot, choćby śluby… Ileż zakochanych par patrzyło tu sobie w oczy… Ile twarzy, ile odświętnych sukien, ile kwiatów… Mały wołczkowski kościołek – zima , wiosna, lato, jesień… Wieczorem, zwłaszcza zimą, gdy ogromne płatki śniegu opadają cicho na koscielne mury , a ja wielkim, żelaznym kluczem otwieram drewniane drzwi by w ciszy wejść do środka czuję ten miniony czas… Co roku bociany przylatują do gniazda na kościelnej wieży… Co roku toczy się koło naszych małych smutków i radości, które wraz z mijajacymi świętami powierzamy tym murom i Bogu…
Kosciółek w Wołczkowie… Co roku i my tworzymy jego historię… A może…. „chwilo trwaj” ? Zwłaszcza, gdy jesteś taka piękna?
Po raz pierwszy klientka, która przyszła do mnie w sprawie dekoracji na ślub córki, rozbawiła mnie motywem wyboru akurat mojej kwiaciarni. Otóż okazało się, że jest czytelniczką mojego bloga, i chciałaby poczytać już po weselnej uroczystości, jak „walczyłam” na florystycznym froncie. Chciałaby niemal namacalnie uczestniczyć w procesie tworzenia.
Zatem bardzo proszę: mały reportaż na specjalne życzenie.
Proces projektowania dekoracji pomijam. Dzieki zdecydowaniu Panny Młodej był w miarę szybki i bezbolesny. Dekoracja sali, kościoła, bukiet i … tajemnica: kosze kwiatowe dla rodziców. Kwiat wiodący: cantedeskia. Biało-zielono, elegancko.
Kwiaty zamawiam oczywiście z tygodniowym wyprzedzeniem i oczywiście „przychodzą” nie do końca takie jak trzeba. Hortensje ledwie „trzymaja się na nogach”, cantedeskia jest tak ogromna, że przerażenie mnie bierze na samą myśl o wykonaniu z niej ślubnego bukietu, mini gerbera ma czarne „oczka”zamiast zielonych…. No cóż… Z gerbery rezygnuję całkowicie, hortensje wybieram te najmocniejsze mając nadzieje, że po zaparzeniu nabiorą wigoru, a cantedeskie… okazało się, że są i mniejsze, schowane w innym pomieszczeniu, specjalnie dla mnie… Kamień z serca… Pakuję kwiaty do samochodu. Troche ich wiozę : eustomy, róże, hortensje, cantedeskie,trachelium, lilie, goździki, agapantusy, lewkonie, proso, alstemerie i santini. Na dworze ukrop: ponad 30 stopni. Klima nie daje rady. Pomińmy zatem aspekt transportu kwiatow ze względu na szczególną drastyczność materiału zdjeciowego. W kwiaciarni na szczęście przyjemny chłód. Zaczynamy oddychać: ja i kwiaty.
Wiązanka ślubna powstaje w piątek. Dawno nie robiłam bukietu w kształcie kropli. Ostatnio klientki wybieraja raczej swobodne kwiaty wiązane w ręce. Po dwóch godzinach walki z materią wciąż nie jestem zadowolona i już wiem, że jutro rano, jak tylko przyjdę do kwiaciarni będę ją „dopieszczać” jeszcze co najmniej godzinę : tu listek , tam trawka… a tu moze jeszcze płatek goździka… Aż w końcu Blanka kategorycznie odciagnie mnie od bukietu strasząc pełną grozy wizją nie wywiazania się z zamówienia z powodu braku czasu.
W piatek wieczorem jedziemy do kościoła. Przed dziewietnastą zabieramy się do pracy licząc na to, że o dwudziestej pierwszej skończymy.Blanka dekoruje ławki. To niby takie nic. Jedna cantedeskia ze wstażką. Ale… wszystko musi być równo,dokładnie… Nie ma „zmiłuj”.
Ja układam kompozycje. Moja mama, która lubi towarzyszyć nam w kwiatowych przedsięwzięciach pomaga na obu frontach, wysłuchujac jednocześnie z zainteresowaniem barwnych opowieści pana kościelnego ( bardzo miłego zreszta i służącego wszelką pomocą, co nie często się zdarza)
O dwudziestej pierwszej już prawie „witamy się z gaską”. Ale : a to goździka trzeba dodać, a to materiał na klęczniku trochę udrapować, a to bluszczu więcej „wypuścić”, a to ładnie po sobie posprzatać. Wychodzimy przed dwudziesta drugą, na odchodnym modły zanosząc, by w tym potwornym upale, nasze dekoracje przetrwały do jutra aż do siedemnastej, bo wtedy ślub.
Sobota. W kwiaciarni jesteśmy o ósmej. Ja oczywiście „pieszczę” wiazankę, a Blanka wykonuje całą serię butonierek, których niestety nie uwieczniłam na zdjęciach. Po odebraniu mi przez Blankę ślubnego bukietu pod groźba rozstrzelania, biorę sie za kosze dla rodziców. Bardzo lubię układać bogate kwiatowo aranżacje. Kosze powstają „raz, dwa a nawet trzy”
Przed jedenastą pakujemy kwiaty, wazony, gabki florystyczne, wstążki itd. do dwóch samochodów i ruszamy do Willi Ogrody. Żar już zupełnie bezwstydnie leje się z nieba. Wesele ma odbyć się w ogrodowym namiocie. Dobrze, że dopiero o 18-tej, bo w tej chwili w namiocie duchota i gorąc. Decydujemy się wystawić stół na zewnątrz.
Będziemy pracowały do 15-tej wciąż uciekając przed słońcem.
Ostatecznie wyścig z czasem i upałem wygrałyśmy. Sala udekorowana, w garażu Willi Ogrody, najchłodniejszym na ten moment miejscu w okolicy stoją kosze dla rodziców, na stole, zamiast migdałowych cukiereczkow poukładane jako prezenciki dla gosci ceramiczne serduszka z imionami Państwa Młodych wykonane przez Waldka w jego pracowni ( podobno niektórzy goście chcieli je pogryzać, sadząc, że to prawdziwe pierniki)
Zdjęcia sali prawie czarno-białe bo żołty namiot uniemozliwił odpowieni balans barw. Mam nadzieję, ze mimo tego widać, jak elegancko prezentowały się stoły. Wiadomo mi też skądinąd że i goście i Państwo Młodzi aranżacjami byli zachwyceni. A kwiaty – dały radę !!! Hurrrra!!
Jeszcze tylko jedziemy do kościoła, na Pomorzany, by sprawdzić, czy wszytkie kompozycje wygladają jak należy. Jest 16-ta. Nasz ulubiony kościelny juz jest. Ślub o 17-tej. Otwieramy kosciół… Uff….
Kwiaty wygladają pięknie, czego nie można powiedzieć o nas. Ale teraz już spokojnie możemy wracać do domów.
Parze Młodej życzymy wszystkiego co najpiękniejsze : miłości aż po Złote Gody, przyjaźni i wzajemnego zrozumienia w szczęśliwym zwiazku.
Ps.A sympatycznej czytelniczce mojego bloga dziękuję za zaufanie, poczucie humoru i robocze wizyty mimo trudnych warunków atmosferycznych 🙂
Tagi: dekoracja kościoła, dekoracja sali, dekoracja stołu, kwiaciarnia, moi klienci, wiązanka ślubna
Do leśno-polnej wiazanki we fioletach powstała bezpretensjonalna, naturalna ślubna dekoracja. Ten sam leśno-polny klimat utrzymałam w kościele i przy skromnej, acz uroczej dekoracji na stół. Panna Młoda wystąpiła w leśnym pół-wianku, a świadkowa została uhonorowana kwiatową bransoletką. W roli modelki debiutuje Monika – nowa, florystyczna dusza w naszej kwiaciarni.